24. Piąteczek i sobota w HK
- Magda
- 23 wrz 2016
- 2 minut(y) czytania

Nie ma opieprzania się, zwiedzamy Hong Kong! Żeby mieć pełne doświadczenie z życia w szalonym mieście z samego rana poszliśmy podglądać najbardziej szaloną dzielnicę Hong Kongu – Mong Kok. To co urzeka najbardziej to ogarniający nas z każdej strony tłum. Spójrz w górę - budynki zaklejone reklamami wszystkiego co istnieje z każdej możliwej strony. I patrz przed siebie - alejki dla przechodniów z małymi sklepikami, które wystawiają towar TUŻ przed Twoje oczy - świeżutkie mięso czy rybka wiszą sobie na haku dosłownie na wyciągnięcie ręki – uważaj, bo tłum może Cię na nie zepchnąć! Pocztówek jednak nie miał nikt i nigdzie. Nikt też nie wiedział, dlaczego.



Po zmianie planu na zwiedzanie miasta po raz setny ruszyliśmy na Wielkiego Buddę. Dla leniwych na górę wjeżdża się gondolą, dla ambitniejszych wchodzi się górskim szlakiem. Dumę schowaliśmy do kieszeni i już po chwili cieszyliśmy się widokami z góry – kolejka jechała w sumie prawie 30 min w jedna stronę. Budda okazał się faktycznie spory – posąg ma 34m, czyli około 10 pięter. Co lepsze, do środka posągu można wejść od przysłowiowej d**y strony wychodząc głową!








Wieczór spędziliśmy relaksując się na dachu jednego z budynków uniwersytetu Tomka – Chinese University of Hong Kong dochodząc do wniosku, że miasteczka uniwersyteckie w Azji są wszystkie takie same :)
W sobotę czekał nas trekking – około 10km szklakiem zwanym Dragon’s Back – jeden z najbardziej malowniczych spacerków w moim życiu. Po wspięciu się na tytułowy grzbiet smoka ogląda się panoramę słonecznego miasta ze ślicznym wybrzeżem. Dla strudzonych marszem – nagroda – kąpiel na plaży, która kończy cały spacer!


Czas na obiad – czas odwiedzić najbardziej legendarną jadłodajnię miasta – Pana Wonga. Jeżeli to, że można tam zjeść w HK posiłek all-you-can eat za 30zł, Was nie przekonuje dodam, że piwo jest w cenie J Miejsce ma szemraną sławę z różnych powodów, co sprawia, że czasem policja zamyka go na jakiś czas. My mieliśmy farta, bar działał jak co dzień!

Na koniec tego dnia czekała mnie jeszcze tylko batalia z tłumem pieszych na ulicach Hong Kongu. Paradoksalnie, zawsze mają inne tempo niż Ty. Tym razem mi się spieszyło. Niestety tylko mi. Szczęśliwy naród maszerował, jak gdyby nigdy nic oglądając sklepiki i przemieszczając się tempem żółwia gapiąc się na wszystko wokół. Ruch był obustronny, przecie do prawostronnych Chin jedzie się metrem pół godzinki, kieruneczki się mieszają… W końcu postawiłam na łokcie i ruszyłam prosto do hotelu – za godzinę jadę do kasyna w Macau!
コメント