top of page

17. Malezyjska metropolia

  • Magda
  • 10 wrz 2016
  • 2 minut(y) czytania

Drogi pamiętniczku!

Wiem, że nie pisałam już długo, ale przez ostatni czas zdarzyło się trochę tripów. Było też nieco nauki, zadań domowych, czasami imprez albo innego zamieszania. Tak, tak, byłam odrobinę zajęta, ale już opowiadam co tam na wycieczce do Kuala Lumpur – stolicy Malezji!

Dokładnie o północy w piątek, razem z ekipą 4 innych szalonych koleżanek z wymiany ruszyłyśmy bezpośrednim autobusem z Singapuru do malezyjskiej stolicy. Już o szóstej rano, nie do końca szczęśliwe, że autobus dojechał na czas (zawsze można by jeszcze pospać) rozpoczęłyśmy poszukiwanie taxówki w centrum miasta. Nie dałyśmy się nabrać na pierwszą cenę (2km za 30zł to cena dla zbyt bogatych Amerykanów czy innych turystów z kieszeniami pełnymi dolarów) i po kilku chwilach jechałyśmy w 5 do naszego hotelu w ChinaTown za połowę ceny, ale za to z jedną pasażerką w namiarze :) Studenci NUS sprawdzają ile dziewczyn mieści się w jednej taxówce – dla 5 na styk :)

Ekspresowe azjatyckie śniadanie zjadłyśmy jak tubylcy – smażone nuddle z warzywami, ryż w sosie kokosowym i słodkie naleśniki. To przecież idealny sposób na „niskokaloryczny” początek dnia. Tak samo jak w Singapurze, grubych chyba nie wypuszczają na ulicę albo Azjaci są zepsuci i nie tyją. Zazdrość.

Eksplorację Kuala Lumpur zaczęłyśmy od Batu Caves. CEO naszego tripa, Olga zarządziła przejazd malezyjskim metrem i już 40 min później byłyśmy pod 43 metrowym, pomalowanym 300 litrami złotej farby, największym na świecie posągiem hinduistycznej bogini Murungan za niecałe 1,5 mln PLN. Murungan całkiem fajnie wychodziła na zdjęciach, więc nasza selfie queen - Zahra i ulubiona fotograf Ola zajęły się przygotowaniem zbieraczy lajków na Facebooka.

Po wyjściu na górę do gigantycznej, wapiennej jaskini, zrobieniu dziesiątek zdjęć z kolejnymi żarłocznymi małpkami i zobaczeniu buddyjskiej świątyni poszłyśmy szukać lokalnych promocji na lokalne badziewie. Kilka minut na wymianę ofert kupna i sprzedaży przez lepszy niż Tłumacz Google kalkulator i już szłyśmy dalej wzbogacone o tatuaże z henny i NAJZŁOTSZE NA ŚWIECIE (jak zapewniała hinduska sprzedawczyni) bransoletki na kostkę.

Metro postanowiło nam uciec, więc niezrażone sprzedałyśmy swoje bilety innym osobom w kolejce (kolejny pociąg za 40 minut! – da się jeszcze wolniej niż w Singapurze? Da się!) i wzięłyśmy taxówkę do centrum. Stolica Malezji to urbanistyczna dżungla pełna nowoczesnych centrów handlowych i drapaczy chmur robiących piorunujące wrażenie – na pierwszy rzut oka widać, że Kuala Lumpur bierze przykład z Singapuru. Jednak żadne azjatyckie miasto nie byłoby azjatyckie, gdyby nie tradycyjne ChinaTown, gdzie znajdziecie te same co w centrum handlowym ORYGINALNE INACZEJ produkty projektantów takich jak Michael Kors, Prada, Beats, Ray Ban czy Apple w promocyjnej cenie.

Miasto jest piękne i klimatyczne zarówno dniem jak i nocą, więc oglądanie najwyższych budynków Malezji zostawiłyśmy sobie na wieczór. Zamiast drogiego wyjazdu windą na najwyższe wieżowce, postawiłyśmy na drinki – na rooftopie Heli Lounge Bar. Z 45 piętra oglądałyśmy zachód Słońca nad Petronas Towers i Menara KL Tower, a potem ruszyłyśmy w miasto na Ladies Night!

Comments


bottom of page