top of page

11. Skuterem wokół Bali

  • Magda
  • 3 sie 2016
  • 2 minut(y) czytania

Pełni wrażeń z naszej szalonej przygody z Komodo postanowiliśmy wrócić na Bali – malowniczą krainę pełną hinduistycznych świątyń, rajskich plaż, tarasów ryżowych oraz standardowo niemieckich turystów i tego co to za sobą niesie – wyższych cen i zachodnich sieciówek. Nasz ostatni nocleg zarezerwowaliśmy w Kucie (nazwa ta sama co na Lomboku – nie mylicie się!) - miejscowości oferującej całą gamę niepowtarzalnych przeżyć - McDonald, KFC i Starbucks - gwarantowane, niewliczone w cenę wycieczki.

Odważni po spędzeniu w kraju prawie 2 tygodni wypożyczyliśmy skuter, aby odwiedzić południe wyspy i jej legendarne plaże. Podróż obfitowała w wiatr we włosach, spaliny, korki i wyprzedzające się z każdej strony skuterki i kolejne 150 km na liczniku. Praktyczne szkolenie jak się powinno jeździć na Bali - gratis. Standardowo wszystkie chwyty dozwolone – chodnik, holowanie się za autobusem, wyprzedzanie z lewej, prawej – byle tylko najszybciej dotrzeć do celu. Ile osób mieści skuter? Do tej pory myśleliśmy, że maksymalnie dwie. Jednak zawsze można tam zmieścić dwójkę rodziców z dzieckiem w środku, drugim z przodu, kolejnym na rękach oraz całą stertą zakupów. Karmienie niemowlaka podczas jazdy też nie stanowi problemu. Sky is the limit.

Nasza wycieczka zaczęła się w popularnej świątyni na samym południu Bali – Uluwatu Temple. Sama świątynia jak każda inna, jednak to położenie jest jej wyjątkowym atutem – zwiedzanie świątyni to spacer wzdłuż wysokiego klifu z doskonałym widokiem na morze.

Dalej ruszyliśmy odwiedzać plaże Padang Padang, Bingin i Balangan. Plaże zdecydowanie nie jak każda inna. Pełne skałek, palm i klifów, zdecydowanie zasłużenie uznawane za topowe na Bali. Jedne łatwiej inne trudniej dostępne oferują doskonałe warunki do surfingu i plażowania.

Po zjedzeniu najlepszego obiadu wyjazdu w malowniczej restauracji z kolejnymi domkami z bambusa pojechaliśmy na drugą stronę wybrzeża.

Atrakcja, którą tam zobaczyliśmy była zupełnie nieplanowana – po plaży pełzały małe żółwiki, które dopiero wykluły się z jajek!

Na koniec dnia postanowiliśmy popędzić na zachód Słońca w Tanah Lot – świątyni na małej wysepce przy wybrzeżu, którą zobaczycie na co drugiej pocztówce z Bali. Nie bez powodu. Co z tego, że byliśmy tam o godzinę za późno – budowla robi piorunujące wrażenie nawet w nocy. Filip załapał się na „świętą kropkę” – kilka ziarenek ryżu i kwiatek we włosach za kilka rupii ofiarowanych na szczytny cel. Zdecydowany must-have.

Z ostatniego dnia na Bali,

Magda

Comments


bottom of page