top of page

3. Bali, małpy i wodospady

  • Filip
  • 25 lip 2016
  • 2 minut(y) czytania

Cześć, to ja

Nikogo pewnie nie zdziwi, że wstaliśmy o naszej ulubionej 4 rano i ponownie badaliśmy zawartość różnych słoiczków z lodówki naszej pani gospodarz. Jako (mamo, nie wiem, czy tu trzeba przecinek, Miłosz mówi, że nie) że opuszczaliśmy już ten lokal, postanowiliśmy pójść na całość. Całość słoika masła orzechowego i całościowo upieprzony stół powinny wystarczyć. Cali spakowani i radośni w podskokach popędziliśmy na lotnisko.

Pyr, pyr, pyr i byliśmy już na Bali. Jak się okazało, wyspa nie posiada systemu transportu publicznego, ponieważ Niemcy tak rozpieścili rdzenną ludność swoimi hojnymi dłońmi, że ta jeździ teraz tylko taksówkami. Musicie przyznać, że dość niekoleżeńsko z ich strony. Jednak cenami środków transportu oburzeni byliśmy tylko my, Holendrom, Australijczykom, Japończykom i Francuzą totalnie to nie przeszkadzało. Mimo to wszyscy zgodni, że wina Niemców.

Spokój i równowaga

Wynajęcie prywatnego szofera wraz z limuzyną na cały dzień kosztowało nas 500 000 rupii – nieco ponad 150 złotych – oraz dobre 30 minut negocjacji. Zaczęliśmy od świątyni w Denpasarze. Może od razu zaznaczę, że wszystkie świątynie, które pojawią się w dzisiejszym odcinku, będą hinduistyczne. Tak się bowiem składa, że choć w Indonezji przeważa grupa popleczników proroka Mahometa, to na poszczególnych wyspach dominują różne inne wyznania.

Na Bali takim wyznaniem jest hinduizm. Świątynie, naszym zdaniem, zbudowane są dość podobnie. Często z palonej cegły oraz czarnego kamienia, z dużą ilością płaskich powierzchni i zacisznych miejsc do medytacji, oplecione starymi drzewami i kolorowymi kwiatami. Przez każdą z nich przepływała woda, co działało na nas wyjątkowo kojąco przy wspomnianym przeze mnie wcześniej 120 stopniowym upale. Generalnie, bardzo spoko.

Czas na absolutny hit dnia dzisiejszego. Proszę o werbel… WODOSPAD! Tagenungan

Oh look! it's a wasserfall

Muszę przyznać, że sceneria mocno przypominała tę (albo tą, mamo zabij mnie nie wiem) z filmu Tomb Raider. Liany, jaskinia i woda spadająca z wysoka. Brakowały tylko Angeliny w obcisłym stroju.

Dużo ćwiczyłem, żeby wykonać tę pozę

Cali mokrzy wpełzliśmy z powrotem do naszej taxy, bo kierowca obiecał, że pokaże nam małpy! Zabrał nas do Monkey Forest w Ubud. Ledwo weszliśmy do parku, a te lecące na banany, jak ja na whiskey z lodem, istoty obległy nas i towarzyszyły nam przez następną godzinę. Należy wspomnieć, że sam park jest cholernie ładny. Nice.

Małpie banana

A tuż po małpach kierowiec zawiózł nas na ryżowe tarasy. Meeeega krajobraz. Dużo, dużo ryżu i sporo wody. In case you didnt know.

Halo, halo proszę nie spać, już kończę, już kończę. Jeszcze tylko ostatnia świątynia i po krzyku. Po powrocie naklejki dzielny pacjent dla wszystkich czytających. I promiss.

Patrzcie, ludzie podstawiają głowę pod takie krany i stoją tak przez chwilę. Każdy kran to inne błogosławieństwo w życiu więc Ci, którzy liczą na wiele, spędzą w wodzie dobre kilka godzin. Cóż.

A teraz spać.

Filip

Comments


bottom of page