1. Indonezjo, nadciągamy!
- Magda
- 23 lip 2016
- 2 minut(y) czytania

Wodospad Madakaripura
Podróż życia czas zacząć!
Na początek łatwo być nie mogło. Wystartowaliśmy z Warszawy w samym środku pięknego polskiego dnia, tylko po to, aby spędzić go w samolotach, na odprawach, w kolejkach i strefach transferowych.
Po drodze udało nam się też bardzo szybko stracić poczucie czasu i przestrzeni i już po 22h godzinach podróży znaleźliśmy się na drugim końcu świata, w kraju-wyspie, na której zamierzamy spędzić cały najbliższy semestr – w Singapurze. Powitanie w kraju niestety nie należało do najmilszych – zaraz po opuszczeniu lotniska, wypełnieniu niezbędnych dokumentów, otrzymania wizy do Singapuru, odnalezieniu drogi do metra i przejazdu nim do stacji Lavender…. wyszliśmy na dwór. A tam spotkał nas miły równikowy „deszczyk” i powietrze, które mimo deszczu można by „ciąć maczetą”. Nas i nasze 30-40kg bagażu. Na szczęście finalnie z pomocą kilku Singapurczyków (jeden z przechodniów proponował nam nawet swój parasol!) udało się dotrzeć do hotelu. Tam zaskoczyły nas jedynie bardzo wąskie i zbyt wysokie schodki (nie, nie było windy!) i już prawie można było położyć się spać. Nie, nie było tak łatwo – kolejnego dnia ruszaliśmy z hotelu o 5 rano czasu lokalnego, co dało nam miły pokaz pojęcia „jet lag” w praktyce – wstaliśmy z łóżek dokładnie o 11 w nocy czasu polskiego J
Szczęśliwie wylądowaliśmy tego dnia z rana już w miejscowości Surabaya na wyspie Jawa, oczywiście w Indonezji. Zadanie dnia do najbanalniejszych nie należało – należało „jakoś” przedostać się pod Górę Bromo – najpopularniejszą górę wulkaniczną w Indonezji, a tam z samego rana obejrzeć wschód Słońca, „po drodze” można by jeszcze zobaczyć wodospady Madakarippura, top 1 w rejonie wg TripAdvisora.
No to w drogę – po odstaniu swojej kolejki w drodze po wizę wyszliśmy na świeże powietrze – mniej duszące niż to w Singapurze – aby wpaść na dziki tłum osób, które chciały nas zawieźć dokładnie wszędzie – oczywiście wszystko za odpowiednią cenę :) Szybko ich minęliśmy, aby wsiąść do autobusu Damri, który wlekąc się niemiłosiernie w korkach miasta Surabaya zawiózł nas na dworzec. Tam dopadła nas cała grupa „pomocników w podróży” i już 10 min później jechaliśmy szybkim autobusem do Probbolingo. Na szczęście kierowca tego pojazdu miał zachodnie podejście do czasu i wyprzedzał na drodze wszystko co mogło jechać – już 3h później dotarliśmy do biura podróży, aby dostać prawdziwe all inclusive – dojazd do wodospadu, kierowcę, hotel przy górze Bromo, jeepa na wschód Słońca na pobliskiej górze XXX, jeepa na Bromo i transport z powrotem. Wszystko za nasze ulubione „very good price man, very good price!”
Chwilę później jechaliśmy z naszym kierowcą po indonezyjskich wioskach w kierunku wodospadu, tam przesiedliśmy się na „Ojek”, Indonezyjski motorek z kierowcą w cenie, który nas zawiózł prosto pod wodospad.

Madakaripura

Mokrzy, po Madakaripura
Gdy dotarliśmy do celu, doskonale wiedzieliśmy, dlaczego po drodze co najmniej 10 osób chciało nam sprzedać pelerynę (oczywiście very good price) - droga do wodospadu prowadziła przez NIEGO samego :D
Mokrzy i szczęśliwi dotarliśmy do wioski Cemorolawang, gdzie solidnie zmarzliśmy (2000 m n.p.m. robi swoje) i poszliśmy spać.

Nasz hotel w Cemorolawang
Rano dżip jadący wśród MORZA innych identycznych dżipów zawiózł nas na pobliską górę XXX na wschód Słońca. Już o 5 nad ranem w tłumie innych turystów oglądaliśmy wschód, a potem wulkan Bromo :)

Wschód Słońca nad Bromo

Płaskowyż pod Bromo



Adonis


Comments